Niewielka wieś o metryce XV-wiecznej, położona 8 km na północny zachód od Stargardu, po zachodniej stronie rzeki Iny. W latach trzydziestych XX wieku był tu folwark liczący 281 ha, zaś w obrębie wsi było pięć gospodarstw obejmujących łączny areał około 100 ha ziemi.
W środku wsi kościół murowany z kamienia i cegły, salowy, zbudowany na planie prostokąta, na przełomie XV i XVI wieku. Ostatni gruntowny remont świątyni wykonano w 1873 roku, wtedy to odbudowano od zachodu ceglaną wieżę, obecnie zwieńczoną ostrosłupowym hełmem pokrytym blachą. We wnętrzu strop drewniany, belkowany, empora chórowa z XIX wieku. Kościół poświęcony 7.12.1977 roku pw. św. Apostołów Piotra i Pawła. Wokół placu przykościelnego (dawny cmentarz z 1 połowy Xvi wieku z fragmentami nagrobków) kamienny mur z XVII wieku, przy którym rosną stare drzewa.
Z prowadzonych badań archeologicznych wynika, że teren wsi Smoglice był zamieszkały już we wczesnej epoce brązu (1700-1200 p. n. e.). świadczą o tym odkryte liczne przedmioty ozdobne i narzędzia z brązu.
Legenda: Czarcia zemsta
Jesień była ciepła, słoneczna i cicha. Klony mieniły się purpurą i złotem, a brzozy w lasach, jak świetliste pochodnie ozłacały ciemną zieleń sosen. Już pierwsze liście bezszelestnie spływały z drzew, a babie lato srebrnymi niteczkami snuło się przez pola, przez wsie i ogrody. Cicho było na świecie, syto i błogo; ludzie odczuwali dobroć i łagodność natury, i życie wydawało się lżejsze. Spokój i dobroć zagościły w ludzkich sercach. – Ale nie wszędzie było tak spokojnie. W maleńkiej wioszczynie Smoglice działo się coś niedobrego. Bez nijakiej wichury dachy zrywało z chałup, ze stodół, gdzie tak niedawno zbiory zwieziono, krowy chorowały i nie dawały mleka. Pomór świń był straszny, drób padał w każdym gospodarstwie. Ludzi ogarnął blady strach i przerażenie. Strwożeni, usiłowali ratować się przed tym pogromem strasznym, lecz bezskutecznie, co dzień gdzie indziej spadało nieszczęście. Ludzie bezradnie łapali się za głowy, a kobiety zawodziły babskim płaczem za utraconą gadziną. Wkrótce i choroby zaczęły zaglądać pod strzechy, znachorka nie nadążała kurować chorych. A już największy strach padł na ludzi, gdy i kościółek we wsi nie uniknął pogromu. Dachówki zaczęły lecieć z dachu, witraże trzaskały i rozpryskiwały się wokół barwne szkiełka, a nawet dach zaczął trzeszczeć, jakby zwalić się miała cała świątynia. Groza padła na ludzi: żeby i dom Boży się przed tą siłą nieczystą nie ostał? Głowili się ludzie i nijak nie mogli tego zrozumieć.-Zwołał wtedy sołtys wszystkich chłopów, aby wspólnie coś uradzić. Kiedy wszyscy się zeszli, rzekł sołtys Sebastian: „Ano, chłopy, widzi mi się, że to jakaś siła nieczysta szaleje w naszej wsi. To diabelska siła: szatanisko przebrzydłe tak się na nas mści. Pamiętacie, jakieśmy w święto naszych patronów, św. Piotra i Pawła ślubowanie składali, że nie będziemy gorzałki nadużywać, że nie będziemy szpetnie kląć, ani naszych bab bić, ni kłócić się z nimi? Ot, dotrzymujemy ślubowania, jak umiemy, a szatan się wściekł i mści się na nas i naszym dobytku. To jest jego zemsta. Co nam więc robić wypada, by go wykurzyć z naszej wsi, by dał nam spokój i naszemu dobytkowi?” na to odezwał się stary Wojciech: „nie ma innej rady, trza diabła ujarzmić, trza sieci na niego zastawić, złapać go i dać mu nauczkę, tak by mu się odechciało nas nękać”. Wszyscy przytaknęli mądrej radzie i wnet od rybaków znad Iny przytargano wielkie sieci. Sprytnie je zastawiono na strychu kościoła, bo tam najwięcej diabeł szalał po nocy i zaczajono się po kątach. Rzeczywiście, już drugiej, czy trzeciej nocy wpadło diablisko w sieci. Zamotano mocno diabelską stworę, bo szamotała się, siarką pluła i parskała. Dopiero, gdy diabła wodą święconą pokropiono, zmalał, skurczył się i tylko skowyczał po cichu. Wywleczono go ze świątyni i wrzucono do lochu, co w pobliżu wejścia do świątyni był, a wejście zasypano kamieniami. Na wierzchu położono dwa wielkie, płaskie kamienie, by ludzie, idąc do kościoła deptali po czarcie, żeby sczezło i przepadło.-I co powiecie? Uspokoiło się we wsi, jak ręką odjął, ludzie odetchnęli. Bydło przestało padać, chorzy do zdrowia wracać i znów ład i cisza zapanowała w wiosce.- Tak to przed wiekami roztropni włościanie poradzili sobie z czartem. Do dziś pozostały przed wejściem do świątyni te dwa płaskie kamienie, którymi ongiś przywalono diabelski loch.